Pamiętna wycieczka na Ślężę

Joseph von Eichendorff był znanym niemieckim poetą epoki romantyzmu. Urodzony 10 marca 1788 r. niedaleko Raciborza Joseph Karl Benedikt, bo tak brzmiały jego pełne imiona, miał nieco wspólnego z Dolnym Śląskiem. To tutaj, a konkretnie we Wrocławiu od 1801 r. uczył się w gimnazjum św. Macieja. Młodemu Eichendorffowi ten okres wypełniała nauka, ale także takie przyjemności jak teatr i liczne podróże bliższe i dalsze wraz z przyjaciółmi. Ślad po jednej z nich pozostał w postaci wpisu w jego dzienniku. Typowo romantyczna, nieco naiwna notatka z maja 1804 r. została uczyniona pro memoria trzydniowej wyprawy na Ślężę, którą niniejszym mam przyjemność zaprezentować.

Joseph_Eichendorff
Joseph von Eichendorff

Opisane wydarzenia miały miejsce między 21, a 23 maja 1804 r. Pierwszego dnia młody poeta wraz z swoim towarzyszem o nazwisku Nessel wcześnie wstał i około 5:30 rano wyruszył w drogę, której pierwszy odcinek wiódł do Tyńca Małego. Na wędrowców oczekiwał tam pan Thilsch, profesor gimnazjalny, który z Wrocławia do Tyńca wyjechał nieco wcześniej, 19 maja wieczorem i oczekiwał tu na swoich uczniów. Jak odnotowano w pamiętniku profesor już nieomal porzucił nadzieję na ich przybycie. W profesorskim ogrodzie młodzi ludzie posilili się kawą i ciastkami, a następnie po rozmowie wyruszyli w dalszą drogę, która wiodła do Siedlakowic, 3,5 mili od Wrocławia. Tam nastąpił kolejny odpoczynek, z którego Eichendordff zapamiętał skromny posiłek, czarne wiewiórki i grę stolikową w której miał okazję uczestniczyć. Popas trwał do około 15-tej. Tuż za Siedlakowicami chłopcy spotkali znanego sobie profesora Legenbauera, po czym ruszyli w dalszą wędrówkę do Sobótki, gdzie dotarli około 17-tej i zajechali do niejakiego Hirschela.

P1000313
Jedna ze ślężańskich dróg

Po krótkiej przerwie regeneracyjnej młodzi ludzie wyruszyli na krótką pieszą wycieczkę na Ślężę, gdzie cieszyli się pięknym widokiem, który podziwiali lunetę. Przed zmierzchem wrócili jednak do Sobótki, gdzie dotarli już także kolejni towarzysze mającej nastąpić wyprawy: Hermann, Hermann Junior i Laudas. Na miejscu młodzi ludzie zjedli coś i wyciągnęli się wygodnie, zmęczeni po przebyciu 5-ciu mil. Po około pół godzinie przybyli konno jeszcze Friedrich, Stein i Winter. Na godzinę przed północą wszyscy już głęboko spali, ale wkrótce odpoczynek został przerwany, bowiem przewodnik, mający prowadzić nocną wyprawę na szczyt góry zaczął ich budzić.

P1000305
Kolorowy Widok ze Ślęży

O 1:30  w nocy 10 silnych, młodych mężczyzn było już w drodze na Ślężę. Byli jak opisał poeta podwójnie otoczeni: przez noc i czarny las, który mienił się w światłach lampek niesionych przez trzech przewodników. Po drodze mijali skały i kamienie, które wg. Eichendorffa przeniosły ich do świata rycerzy i wróżek. Około 3:30 z radosnym okrzykiem grupa dotarła na szczyt Ślęży, gdzie „nisko pod nimi, jeszcze owiana świtem, dookoła leżała ich umiłowana Ojczyzna mieniąca się kolorami”. W pewnym momencie w oknach starego, wg. autora 100-letniego kościoła, który wieńczy polanę na szczycie Ślęży, dostrzeżono pierwsze blaski wschodzącego Słońca. Następnie na schodach świątyni zjedzono śniadanie, które przygotował jeden z przewodników w specjalnie urządzonym domku. Po posiłku przyszedł czas na strawę bardziej duchową, zachwyt nad tym co zaprojektowała Natura. Grupka weszła na najwyższą skałę za kościołem, skąd roztaczał się wspaniały widok w kierunku Świdnicy i Śnieżki. Chłopcy musieli trochę zmarznąć, ponieważ w dalszej kolejności postanowili rozpalić ognisko. Stein – jeden z uczestników wycieczki wyjął z niego węgielek i z narażeniem życia wszedł na dach kościoła, po czym na jego szczycie wypisał nim imiona biorących udział w tej wyprawie.

P1000325
Świat rycerzy i wróżek ?

Później grupa wyruszyła w drogę powrotną, w czasie której wędrowcy mieli okazję zobaczyć „straszną” grotę, w której niegdyś mieszkał eremita, próbowali „mineralnych źródeł”, oraz widzieli 2 padalce. Po dotarciu do Sobótki zjedli obiad, po czym grupa się rozdzieliła. Friedrich, Winter i Stein odjechali w kierunku Tyńca nad Ślęzą, a reszta udała się na Tyniec Mały. Do tej miejscowości chłopcy dotarli około 18-tej, strasznie zmęczeni drogą. Trzech studentów medycyny powędrowało dalej na Wrocław, natomiast Eichendorff z kolegą tutaj przenocował. Po posileniu się zupą mleczną i pieczenią ułożyli się na wspaniale przygotowanej ściółce na podłodze stodoły.

P1000332

Chłopcy korzystali ze spokojnego, niezmąconego wypoczynku do około 8:30 rano. Po śniadaniu wyruszyli w drogę do Wrocławia, robiąc wiele przystanków. Do miasta dotarli około 14:30, gdzie wzmocnili się pożywnym obiadem u prof. Thilscha.

P1000341

Po wyprawie artysta pozostawił ślad nie tylko w postaci pamiętnikowej zapiski, ale także w formie wiersza, który co niezbyt zaskakuje nosi tytuł „Poranek”.

Po wrocławskim okresie swojego życia poeta jadł chleb z niejednego pieca. Najpierw podjął studia w Heidelbergu, po nich na chwilę wrócił w rodzinne strony, po czym wyjechał do Wiednia, gdzie przez kilka lat pracował w administracji. W następnej kolejności życie zagnało go do Gdańska i do Królewca, gdzie znowu spędził kilkanaście lat. Ostatnie lata swojego życia spędził w Nysie, gdzie zamieszkał w 1855 r. Tam też 2 lata później zmarł i został pochowany. Eichendorff za swoje poezje został uhonorowany wieloma pomnikami, m.in. w Raciborzu, Wrocławiu, czy w Lesie Prudnickim.

Dodaj komentarz